dlaczego tyle osób nie zdaje

W tym miejscu zamieszczamy posty związane z egzaminami

Moderatorzy: ella, klebek

Postprzez Calypso » sobota 29 września 2007, 11:38

tom9 napisał(a):ja nie mowie ze on sie nie nadaje za kierownice!
bo tego nie jestem wstanie ocenic.
po prostu mowie ze sa takie osoby ktore sie po prostu do tego nie nadaja i juz.
jesli nie potrafisz opanowac w jakims stopniu stresu przy egzaminie to jaka masz pewnosc ze przy stresowej sytuacji na drodze sobie poradzisz ?

Możesz mieć rację Tom9. Wszyscy piszą, że jak ktoś się nie opanuje na egzaminie to jaki potem będzie z niego kierowca. Ale możesz i inni możecie powiedzieć, że filozofuje, ale taki stres na egzaminie, a stres, kiedy normalnie się będzie jeździc to dwa różne rodzaje stresu, czy nawet lęku. Przynajmniej w moim przypadku. Zresztą Ostry pisał, że jeździł pół roku, no więc chyba musiał czuć się dostatecznie pewny, tak żeby nikt i nic go nie złamało. A jednak.
Calypso
 
Posty: 30
Dołączył(a): niedziela 23 września 2007, 21:32
Lokalizacja: ***

Postprzez dozoku » wtorek 02 października 2007, 19:18

Stres rzeczywiscie chyba za duzo przeszkadza. Natomiast jak ktos potrafi sobie "odpuscic" ewentualne niezdanie i jednak "cos" potrafi, nie powinno byc zle. Ja luk cwiczylam bardzo dlugo i moj instruktor wiecznie powtarzal, ze jak nie zdam, to wlasnie przez niego, albo zle pojade (do tylu oczywiscie, z jazda do przodu nie mialam problemow), albo zapomne zapiac pasow (bo, jak cwiczylam, zawsze to sobie odpuszczalam); na egzaminie faktycznie oblalabym przez niezapiecie pasow, juz ruszylam a egzaminator mowi: "stop", na szczescie opamietalam sie, pamietalam zreszta to, co mowil instruktor, zapielam pasy i pojechalam ponownie, tym razem do konca; natomiast masakra to byla jazda do tylu, luk byl jakis zupelnie inny niz ten, na ktorym sie uczylam, wszystkie odniesienia do slupkow na nic sie zdaly, powiedzialam sobie, ze trudno, nie mam nic do stracenia, wyjade poza linie to wyjade i ruszylam najspokojniej jak sie da, nie trzesla mi sie noga ani nic z tych rzeczy, probowalam tylko jechac zgodnie z mijanymi slupkami, bo staly przy liniach, ale nie w odniesieniu do nich, slupki potraktowalam jak przeszkode, obok ktorej mam pojechac; do dzis nie wiem, jakim cudem udalo mi sie dojechac do konca:)
A co do tego, czy sama jazda poprawna po luku i brak albo niezbyt duzy stres, wystarcza, zeby zostac kierowca? Mnie sie udalo zdac egzamin za pierwszym razem, choc nikt w to nie wierzyl, ze mna na czele (no, moze poza moim instruktorem, ktory pod koniec moich dodatkowych jazd w koncu powiedzial: "a wie Pani, ze ma Pani duza szanse zdac za pierwszym razem?").
Nadal jezdze niepewnie - choc pewnie mala ilosc wyjezdzonych kilometrow po zdaniu egzaminu tez ma jakies znaczenie - i caly czas pamietam, ze zdalam tylko dzieki temu, ze duzo cwiczylam (wyjezdzilam dodatkowo ok. 20 godzin); fakt, to tez byly dodatkowe pieniadze, ale ja sie wczesniej w ogole nie czulam na silach, zeby isc na egzamin, balam sie cokolwiek zrobic sama, zawsze liczylam na pomoc instruktora, dopiero wtedy, kiedy zaczelam samodzielnie podejmowac decyzje, co i w jaki sposob zrobic, oczywiscie zgodnie z poleceniem instruktora, zdecydowalam sie na egzamin; stwierdzilam, ze lepiej wydac kase na dodatkowe lekcje jazdy, niz na dodatkowe egzaminy, na ktore w przeciwienstwie do jazd, niczego sie nie naucze; jak sie pewniej czujesz za kierownica (nie mowie tu o brawurze tylko o "niemaniu" strachu w kierowaniu autem!!!), to i stres tak nie zzera - wiem z doswiadczenia
blondynka za kierownicą
dozoku
 
Posty: 9
Dołączył(a): piątek 11 maja 2007, 16:35
Lokalizacja: wałbrzych

Postprzez fibi » wtorek 02 października 2007, 19:57

Calypso napisał(a):U mnie przyczyna jest jeszcze bardziej złożona. Bo ja mam takie odczucie, że poprostu nie zdam i koniec, że to nie jest w zasięgu moich możliwości. A stres na egzaminie to nie jest taki zwykły stres, tylko uczucie, że poprostu sobie nie poradzę.......


Calypso - powiem jedno - to taki paradoks egzaminu na prawo jazdy - jakbyś nie był dobry za kółkiem, Twoje nastawienie do egzaminu ("i tak nie zdam") - prowokuje Twoje błędy - to działa trochę jak samospełniająca się przepowiednia - mówisz sobie, że nie zdasz i chcąc nie chcąć doprowadzasz do oblania egzaminu. Pierwsza rzecz musisz zmienić nastawienie. Wem, że brzmi łatwo, a trudniej jest zrobić, ale z takim nastawieniem sam sobie utrudniasz sprawę. Miałam podobny do Ciebie problem - pierwszy instrutkor skutecznie wbił we mnie przekonanie, że nawet nie warto mnie uczyć, bo i tak nie będzie ze mnie kierowcy, co za tym idzie też się zbytnio do tego instruowania nie przykładał. Kolejny instruktor musiał wykonać kawał roboty, żeby po pierwsze przekonać mnie, że JA TEŻ MOGĘ zostać kierowcą, że mogę zdać egzamin i że on mnie do tego egzaminu przygotuje. Jakimś cudem mu się udało, choć idąc na egzamin szłam własnie z poczuciem, że to się nie uda, że nie ma szans na zdanie egzaminu, że przecież ludzie jeżdzą dużo lepiej ode mnie i nie zdają i gdybym trzymała się tylko tego przekonania to pewnie też bym oblała. Wystarczyło po prostu zmienić trochę nastawienie (co i Tobie radzę spróbować) - idąc na egzamin myślałam, że nie mam nic do stracenia (no oprócz 116 złotych;), nikt nie wierzy, że zdam, nikt na mnie nie liczy, musiałam pozostawić w kącie to właśnie ambicjonalne podejście do prawka i uświadomić sobie, że jak nie zdam to nie zwali się świat, a egzaminator mnie nie zamorduje. No i poszłam z nastawieniem, że zdam i to za pierwszym razem... na złość pierwszemu instruktorowi i temu jego "z prawkiem to Ty sobie daj spokój" - takie podejście pomogło dużo bardziej niż przewidywanie, na czym dziś obleje i myślenie o tym, że znów trzeba wrócić do domu na tarczy a nie z tarczą. Znajdź sobie jakiś cel, zmień priorytety - po co chcesz to prawko, co ono Ci da i przede wszystkim dla kogo je robisz? Dla pierwszego instruktora? Dla rodziny? Do pracy? Nie, dla siebie, a to czy zdasz za 1 czy za 10 nie ma zanczenia - bylebyś był potem rozsądnym kierowcą i szanował innych użytkowników dróg. Nie musisz nikomu nic udowadniać (sobie też nie), jedyne co musisz - to pojechać tak, jak potrafisz najlepiej, a jak nie za tym, to za następnym razem.

I jeszcze jedno - stres na egzaminie wcale nie wyklucza bycia dobrym kierowcą w przyszłości. Ja na egzaminie się nie denerwowałam, po prostu wsiadając do auta - cały stres ulotnił się niczym wypuszczone z balona powietrze (w końcu nie miałam nic do stracenia :wink: ), swoją pierwszą w życiu jazdą też się nie denerwowałam (pewnie efekt adrenaliny), ale po kilku jazdach stres przyszedł i jest ilekroć wsiadam do auta, może już mniejszy z każdym kilometrem ale jest. To, że się stresujesz na egzaminie nie oznacza, że będziesz złym kierowcą, ale jeśli nie opanujesz stresu - egzaminator może "nie chcieć" Ci dać tego prawka - w końcu sam pewnie nie chciałbyś wypuścić na drogi, po których uczęszczają Twoje dzieci i Twoi znajomi kogoś, kto trzęsie się za kierownicą niczym osika. Poszukaj może takiego instruktora, który pozwoli Ci uwierzyć, że możesz zdać ten egzamin i zaszczepi w Tobie trochę nadziei.

Wytrwałości i wiary życzę.
"...z wiarą w następny zakręt drogi,
co znów okaże się nie ten...
w tajne przymierze z panem Bogiem,
naszego trudu ... jakiś sens..."
fibi
 
Posty: 163
Dołączył(a): czwartek 07 grudnia 2006, 13:52

Postprzez Calypso » środa 03 października 2007, 22:56

Wielkie Dzięki za dobre rady. Jak byś rozgrzyła cały psychologiczny mechanizm mojego oblewania. Masz rację, dokładnie. Ja cały czas nie umiem robić tego prawka dla siebie. Jak zaczynałem kurs, to tylko i wyłącznie liczyło się ambicjonalne podejście. W ogóle nie myślałem o sobie i tak naprawdę nie chciałem wtedy zaczynać nauki, bałem się, ale uważałem, że skoro jestem po maturze, więc już wypada. Njwyższy czas, inni zrobili zaraz po 18. A potem jeszcze moje nastawienie trafiło na "podatny" grunt w postaci instruktora i możecie powiedzieć, że jestem naprawdę niepoważny toważystwa, z którym poszedłem na ten kurs - dokładnie dwóch osób, które nie są mi przychylne.

Teraz brak prawka jednak coraz bardziej mi doskwiera. Czuję taki dyskomfort i posiadanie prawa jazdy dałoby mi wygodę. Pracuje tylko w wakcje, jestem studentem i dojeżdzam niedaleko. I w mojej głowie wciąż trwa walka - z jednej strony odczuwam już dość silną potrzebą posiadania uprawnień, z drugiej w dalszym ciągu jest to odium oblanych egzaminów, poczucie wstydu i jeszcze w jakimś stopniu cień pierwszego instruktora. I od tego wszystkiego za cholerę nie potrafie się odciąć.

No wiem, że to jest absurd, idiotyzm, a jednak.
Calypso
 
Posty: 30
Dołączył(a): niedziela 23 września 2007, 21:32
Lokalizacja: ***

Postprzez Agnieszkowska » czwartek 04 października 2007, 11:01

Powiem tak. Głównie ludzie oblewają przez nerwy, nagle dostają zaćmienia mózgu i innych tego typu rzeczy, drżenie rąk, nóg... Ale najgorzej jest jeśli bojąc sie egzaminu, boimy się samochodu (bo zgaśnie mi albo pojedzie nie tak:)), ja podchodząc do egzaminu cały czas myślałam, że przeciez pojadę tak jak na kursie - czyli pewnie, płynnie, bo to jest ''mój'' samochód, słucha sie mnie i prowadząc go tworzę z nim całość, a nie jakąś rozedrganą nerwami odrębność i dopeiro wówczas mogę go ''wyczuć'', mogę pewnie jechać. A większość z nas trkatuje samochód jak wroga, który nam przeszkadza w zdaniu egzaminu (''bo gaśnie''). Ja z takim podejściem nie miałam problemu, nie zgasł mi na całym egzaminie, prowadziałm płynnie. I najważniejsze- trzeba anprawdę lubić jazdę i dać sie w nią wciągnąć. Wtedy reszta przychodzi bez problemu :D

21.05.2007 początek kursu
28.09.2007 egz teoretyczny + plac + miasto +
Agnieszkowska
 
Posty: 4
Dołączył(a): czwartek 04 października 2007, 09:01
Lokalizacja: Toruń

Postprzez rocko19 » czwartek 04 października 2007, 13:35

Tutaj cos chcę sprostowac ktos napisal ze skutki oblewania sa takie iż kursanci nie uczęszczali na zajecia teoretyczne! Nic prawdz ja kurs zaczolem w w kwietniu nie opusciłem ani jednej godziny teori. Mamy pazdziernik i druga pruba egzaminu oblana ... kolejne 1,5 mce czekania.. 1 podejscie to łuk 2 miasto nie mogłem zaparkowac zatoczki.Instruktor mi mowil ze nie umie tego robic i nie bedziemy tego cwiczyli bo szkoda czasu?? czy to normalne podjescie do kursanta?? i kazal mi tylko parkowac prostopadle bo widząc ze tragicznie mi te parkowanie wychodzi dał sobie spokój,i to nie jest wina kursanta tylko instruktora jakie ma podejscie.. i akurat egzaminator mi kazal zaprakowac równolegle :( co wy otym myslicie ze to jest wina moja .. masakra jakaś aa i jeszcze dodam ze przed 2 egzaminem dokupiłem 4 h i gowno to dalo ..
rocko19
 
Posty: 1158
Dołączył(a): wtorek 11 września 2007, 17:07

Postprzez fibi » czwartek 04 października 2007, 16:19

rocko19 napisał(a):... myslicie ze to jest wina moja .. masakra jakaś aa i jeszcze dodam ze przed 2 egzaminem dokupiłem 4 h i gowno to dalo ..


Szczerze? Po pierwsze - skoro instruktor wprost Ci mówił, że Cię tego parkowania nie nauczy - to trzeba mu było podziękować za "wspołpracę" i znaleźc innego. Potrafię to w jakimś stopniu zrozumieć, że go nie zmieniłeś, nie zabrałeś dokumentów z OSK (sama tego nie zrobiłam - ale wiem, ze to tylko i wyłącznie moja wina), ale po skończonym kursie - mogłeś wybierać instruktorów do woli, znaleźć takiego, który Ci powie, że Cię tego nauczy, wykupić jazdy choćby u róznych instruktorów.... 30 godzin jazd to minimum - nie każdemu musi wystarczyć, zwłaszcza jak się ma instruktora "luzaka". Nieprofesjonalizm instruktora swoją drogą - moim zdaniem nic tak nie świadczy źle o instruktorze, jak świadome olewanie kursantów i wpajania im zamiast przepisów i kultury na drodze - przekonania, że kierowcy z nich nie będzie. Jednak jesteśmy dorośli i sami (nie instruktor) decydujemy - na ile pójdziemy przygotowani na egzamin, ile jazd i u kogo wykupimy. Dlatego moim zdaniem na pewien sposób to Twoja wina - poszłeś na egzamin wiedząc, że nie umieesz parkować i licząc na szczęście. Ja już na kursie obiecałam sobie, że pójdę na egzamin dopiero wtedy, kiedy będę czuła, że mam szansę go zdać i będę mogła liczyć na siebie a nie na szczęście. Mnie się to opłąciło, każda dodatkowa jazda opłaciła się również w kontekście późniejszego jeżdżenia włsnym samochodem. Zamiast zwalać winę tylko na instruktora - weź więcej doszkalających u takiego instruktora, który Cię tego parkowania nauczy i idź na egzamin dopiero jak naprawdę będziesz to umieć.

CAlypso a może spróbuj inaczej - bierz kolejne jazdy, ale tym razem w tajemnicy - nie chwal się tym rodzinie, znajomym ze studiów, ani tym bardziej tym z kursu. O terminie egzaminu też nikomu nie mów - odpadnie Ci przynajmniej jedno - myślenie o tym, że pewnie znów trzeba będzie wrócić do domu i przyznać się do "kolejnej porażki", nie ma nic gorszego niż ludzie pytający w takiej sytuacji "no i jak?" Samo myślenie o tym, że znów będą na Ciebie patrzeć z tym wymownym "no tak" - dodatkowo pewnie powiększa Twój stres. Jeśli nie zdasz - nikt się nie dowie, jesli zdasz - będą zaskoczeni i tyle, a to ile razy przedtem oblałeś nie będzie miało znaczenia, jak ten plastik w ręce już będzie. No i przestań myśleć o prawie jazdy, że "musisz je mieć, bo wypada" - ni ma chyba nic gorszego niż pójście na kurs "bo tak trzeba", nie ptotrafię też zrozumieć rodziców, którzy na siłe wysyłają swoje dzieci tuż po 18tce na kurs prawa jazdy nawet wtedy, gdy te dzieci nie czują jeszcze ani takiej potrzeby ani chęci robienia uprawnień. Musisz się pozbyć tego myślenia, że "wypada" już mieć uprawnienia, bo Twoja własna ambicja spala Cię na starcie zanim wsiadasz do auta i staje się Twoim wrogiem. Tylko na cień pierwszego instruktora nie mam rady - wiem, jak irracjanalnie dla kogoś bez tego "problemu" to brzmi i jak trudno jest sobie z tym poradzić jednocześnie, ale się da. Musisz tylko znaleźć takiego instruktora, który odpowiednio Cię poprowadzi i da Ci wiarę, że zdasz i będziesz dobrym kierowcą. Nie wiem, skąd jesteś ale tacy instruktorzy naprawdę istnieją, czasem szukanie ich kosztuje, ale warto.
"...z wiarą w następny zakręt drogi,
co znów okaże się nie ten...
w tajne przymierze z panem Bogiem,
naszego trudu ... jakiś sens..."
fibi
 
Posty: 163
Dołączył(a): czwartek 07 grudnia 2006, 13:52

Postprzez rocko19 » czwartek 04 października 2007, 19:39

tak po trochu to i liczylem na szczescie lecz mnie zawiodlo a co ja mam zrobic? moze akurat bym nie mial zatoczki ..ale mialem :/ mowi trudno
rocko19
 
Posty: 1158
Dołączył(a): wtorek 11 września 2007, 17:07

Postprzez Calypso » piątek 05 października 2007, 00:58

Dzięki fibi za kolejną radę. Właśnie ja żałuje, że pochwaliłem się wszystkim, że robię kurs - reszcie rodziny, kolegom ze uczelni, znajomym. Potem zaniżałem ilość oblanych egzaminów i nie przyznaje się już do kolejnych porażek. Może inni powiedzą, co za idiotyzm i taka dulszczyzna robienie tajemnicy. Ale dla tych wrażliwym na wstyd lepiej to czasem ukrywać. Zwłaszcza jesli stać ich na opłacenie kursu i dalszej ewentualnej nauki. Ambicja w moim przypadku niestety prowadzi mnie do kolejnych porażek.Chociaż przeciez wiele innych osób też robi prawko, pod wpływem sugestii, chociaż jeszcze nie potrzebuje, czy nie che i jakoś daje sobie radę. U mnie to niestety urosło do niebotycznych rozmairów, właśnie przez ambicję, której źródła chyba potrafię określić.

Odniosę się tu właśnie do słów Agnieskowskiej. Właśnie moim problemem jest to, że ja nigdy nie byłem ciekawy jazdy, bałem się tego już od dziecka. A mnie się właśnie wydaje, że ci, którzy od małego rwią się do samochodu, zwłaszcza chłopcy zdają egzamin bez większych problemów. Ale jeśli oblewają to przez zbyt dużą pewność siebie, która prowadzi czasem do niedbalstwa podczas nauki i egzaminu. Ale raczej napewno nie oblewają z tych przczyn, co ja, albo przez klasyczny stres. Takie osoby chcą jak najszybciej zacząć jeździć i zdanie egzaminu, czy też instruktora traktują jako środek do celu, a nie cel sam w sobie. Ja niestety nadal traktuje egzamin jako cel sam w sobie. U mnie to ambicjonalne podejście wzięło się wlaśnie z tego, że ja nigdy ie rwałem się do auta i myślałem sobie, jak ja dam sobie radę na kursie, jak wypadnę na tle innych. Może ma na to wpływ jeszcze pewnien incydent jak w wieku 15 lat zaproponowano mi, żebym się pouczył jeździć. Prawie wtedy rozbiłem auto - pomyliłem gaz z hamulcem. 3 lata poźniej poszedłem na kurs, a to wydarzenie mogło pozostawic jakąś rysę. I do nauki podchodziłem właśnie jak do zgniłego jaka, a już zwłaszcza jak poznałem instruktora. Przed każdą następną jazdą odczuwałem coraz większe napięcie - ból brzucha, odruch wymiotny już na kilka gdozin przed jego przyjazdem. Im bliżej było do egzaminu, tym atmosfera stawała się bardziej napięta. A ja wtedy najchętniej odwlókł bym ten egzamin ile się da, bo nie czułem się absolutnie gotowy psychicznie.

Po oblaniu pierwszego egzaminu nie potrafiłem się uwolnić od tych demonów i zapisałem się na kolejne dwa terminy, których zdanie uważałem, że jestem nadal winien mojemu istruktorowi i które z góry były skazane na fiasko, bo jak wychodziłem zdawać to czułem się jakbym zaraz miał zemdleć. Po 3 razie stwierdziłem, że znim kończę, chociaż wiem, że on się jeszcze o mnie upominał m.in. dla statystyk. I na obowiązkowe przeszkolenie i jeszcze dodatkowe godziny wybrałem inny ośrodek, gdzie jest przede wszystkim kilku instruktorów (bo mój były jest właścicielem OSK i jedynym uczącym) i sympatyczniejsza atmosfera.
Calypso
 
Posty: 30
Dołączył(a): niedziela 23 września 2007, 21:32
Lokalizacja: ***

Postprzez fibi » piątek 05 października 2007, 12:12

rocko19 napisał(a):tak po trochu to i liczylem na szczescie lecz mnie zawiodlo a co ja mam zrobic? moze akurat bym nie mial zatoczki ..ale mialem :/ mowi trudno


Ale wniosek jakiś wyciągnąłeś z tego, prawda? Żeby nie liczyć na szczęście, tylko na swoje umiejętności? Na drodze nie masz co liczyć na szczęście, najczęściej to umiejętności bronią nas przed glupimi sytuacjami i kolizjami, parkowania też się to tyczy. Kupuj doszkalające i ćwicz z innymi instruktorami aż się nauczysz. Mnie też sie kiedyś wydawało, że nie jestem w stanie tego zrobić, każde parkowanie tyłem tak naprawdę końćzył za mnie instruktor, ale jakoś metodą prób i błędów (i ćwiczeń!!) zaczęło wychodzić. Naucz się tego manewru nie tylko w kontekście egzaminu (będzie czy nie będzie na egzaminie), ale późniejszej jazdy swoim samochodem, czy samochodem rodziny - co zrobisz jak już będziesz miał prawko i przyjdzie Ci zaparkować równolegle? Poszukasz innego, oddalonego o ileś tam metrów parkingu? Chyba lepiej nauczyć się tego pod okiem instruktora, który coś podpowie i w krytycznej sytuacji zareaguje niż uczyć się na aucie rodziców i sąsiadów bez żadnej pomocy, za to z dużą większą odpowiedizalnością (nie będą Ci wdzięczni :wink: ). Ja nienawidziłam parkowania równoległego na jazdach, a teraz parkuje przed blokiem tylko i wyłącznie równolegle - czasem przodem, czasem tyłem, rzadko wychodzi tak dobrze jak na jazdach, ale trening czyni mistrza, tylko trzeba mieć jakieś podstawy. Kupuj doszkalające i do ćwiczeń :smile2:

Calypso jedno pytanie - zapominając na chwilę o Twojej ambicji i co myślałeś wsiadając za każdym razem do auta, ale co opróćz tego czułeś... czy jazda kiedykolwiek Ci się podobała, czy jak zapominałeś czasem o stresie nie przychodziło Ci na myśl "kurcze jak fajnie za to kierownicą", oprócz stresu nie czułeś nigdy zwykłej, dziecinnej frajdy z jazdy? To, że będąc dzieckiem nie ciągnęło Cię do jazd o niczym nie świadczy, mnnie też nie ciągnęło, baaa nawet nie interesowało (jak na dziewczynkę przystało :wink: ), a na kurs poszłam bardziej z musu niż z chęci... ale jak wsiadłam pierwszy raz do auta to po prostu coś pękło (albo się narodziło raczej) - to właśnie radość z jazd stała się z czasem celem samym w sobie, pomimo stresu na jazdach, pomimo nieciekawej atmosfery w aucie, pomimo bólu brzucha przed każdą jazdą, pomimo tego, że wydawało się, że nauczenie mnie jeździć będzie syzyfową pracą do niczego nie prowadzącą... jeśli prowadzenie auta Cię choć trochę cieszy - może tego się trzymaj, o tym myśl, a egzamin niech będzie tylko przymusowym dodatkiem.
"...z wiarą w następny zakręt drogi,
co znów okaże się nie ten...
w tajne przymierze z panem Bogiem,
naszego trudu ... jakiś sens..."
fibi
 
Posty: 163
Dołączył(a): czwartek 07 grudnia 2006, 13:52

Postprzez Calypso » piątek 05 października 2007, 20:21

Sprawiało fibi. Były jazdy, że się tak właśnie zwyczajnie cieszyłem, że pojeżdzę samochodem. Ale to już było w tym drugim OSK, gdzie jeździłem z innymi instruktorami. W pierwszym OSK choćbym chciał z tego czerpać przyjemność, to się nie dało. I wiem, że jakbym wreszcie zdał i zaczął jeżdzić to czuł bym z tego samą radość.

I właśnie, najlepiej by było, gdybym ten egzamin traktował jako środek do celu, przymusową formalność, a nie fetyszował go. A ja niestety właśnie za każdym razem tak się czuje, jakbym szedł na stryczek.
Calypso
 
Posty: 30
Dołączył(a): niedziela 23 września 2007, 21:32
Lokalizacja: ***

Postprzez moniqque » piątek 26 października 2007, 22:16

scorpio44 napisał(a):
kamiles napisał(a):stwierdzam, że fiona jest naiwna, jeśli myśli, że na egzamin wszyscy przychodzą świetnie przygotowani i wszyscy ci ludzie mają umiejętności wystarczające do tego, aby bezpiecznie poruszać się po drogach

Zgadzam się w 100%. Ale jestem w szoku, skąd aż taka naiwność - że wszyscy, którzy skończyli kurs, umieją bezbłędnie zrobić łuk i tylko z powodu stresu robią go źle...


Sorry, ale nie chcecie mi chyba powiedziec, ze ktos idzie na egzamin nie potrafiac dobrze pojechac po łuku. To po co taki ktos idzie na egzamin ? Na co on liczy ? Takie osoby sa totalnie zalosne moim zdaniem ! No a poza tym ktory instruktor dopuscil by taka osobe do panstwowego ! Zaaaal !

Ja w momencie skonczenia kursu po 30 godzinach robilam luk, gorke, parkowania, zawracania bez zastrzezen, ale bylam przekonana, ze jezdze beznadziejnie, jezdzic niemalze nie umiem i konieczne sa dodatkowe godziny. Wykupilam wiec 15 godzin, nie zdalam nie z wlasnej glupoty tylko dlatego, ze po prostu nie umialam odpowiednio zareagowac w trudnej sytuacji, z ktora na kursie sie nie spotkalami nie dziwie sie, ze mnie oblal. Wykupilam sobie potem jeszcze kilka godzin przed poprawka i wczoraj zdalam bez problemu.

Nie rozumiem ludzi, ktorzy ida na egzamin nie bedac na niego przygotowani. Ni e szkoda im czasu, nerwow i pieniedzy ? ;>
Obrazek
***
It's personal, myself and I...
Avatar użytkownika
moniqque
 
Posty: 19
Dołączył(a): środa 29 sierpnia 2007, 21:07
Lokalizacja: Zielona Góra

Postprzez Paweł_waw » poniedziałek 12 listopada 2007, 14:29

Właśnie, czemu tyle osób nie zdaje... To pytanie nurtuje mnie od dawna, teraz po raz 11 (słownie...jedenasty :!: ) będę zdawał na Odlewniczej na kat.B. Nie wiem już ile jazd wyjezdziłem dodatkowych ale mnóstwo, instruktor mówił mi że on nie widzi sensu żebym te jazdy dalej wykupował, bo jeżdzę bez błędów i nie rozumie czemu tyle razy nie zdałem (ostatnie 6 egzaminów za każdym razem na mieście), myśle że powodem jest to, że jak już mam egzamin, to tak mi ręce drżą, że nie jestem w stanie włączyc silnika, przeżywam okropny stres, zdanie matury było pestką w porównaniu z egzaminami na prawo jazdy, to najtrudniejszy egzamin jaki można sobie wyobrazic. Wyadaje mi sie też, że dziewczyny dużo szybciej zdają od chłopaków, od chłopaka egzaminator wymaga o wiele więcej.
Paweł_waw
 
Posty: 5
Dołączył(a): czwartek 08 listopada 2007, 12:46
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez tom9 » poniedziałek 12 listopada 2007, 14:51

od wszystkich wymaga sie tyle same.
ja uwazam ze powinny byc 3 podejscia nie udalo sie ? przyjdz za rok.
moze wtedy ludzie przychodzili by naprawde przygotowani.

moniqque - czasem ktos przychodzi na egzamin gdzie łuk na 10 podejsc wychodzi mu np 8 razy.
[b]Kierowca[/b] z prawem jazdy kategorii "B" i "C" 8)

[i]specyficzne podejście do życia[/i]
Avatar użytkownika
tom9
 
Posty: 1444
Dołączył(a): piątek 27 lipca 2007, 22:24
Lokalizacja: Miasto sypialni

Postprzez assik » poniedziałek 12 listopada 2007, 15:15

Paweł_waw napisał(a): Wyadaje mi sie też, że dziewczyny dużo szybciej zdają od chłopaków, od chłopaka egzaminator wymaga o wiele więcej.

Że co? :shock: Chcialabym wierzyć,ze zartowales pisząc to,ale chyba sie myle.Coraz lepsze kwiatki na tym forum.Prawda jest taka ,ze dziewczyny przychodza czesto lepiej przygotowane na egzamin,bo sa solidniejsze i czesciej zdaja sobie sprawe ze swoich bledow dlatego je cwicza z ambicja u uparciem,a facet czesto mysli ,ze juz doskonaly jest i urodzony z niego kierowca ,a potem na egzaminie jest tak jak widać wyżej Ot cala teoria :lol:
Ostatnio zmieniony poniedziałek 12 listopada 2007, 15:18 przez assik, łącznie zmieniany 1 raz
26.06.07 -rozpoczęcie kursu
31.07.07-pierwsze 2h jazd :D :lol:
21.08.07 -pierwsza kolizja za kierownica :shock: "puk" w mój zderzaczek...
27.08.07-egz. wewn.
8.10.07 -egz. panstw. teoria+praktyka - "WYNIK POZYTYWNY" :D :D :D
Avatar użytkownika
assik
 
Posty: 459
Dołączył(a): wtorek 31 lipca 2007, 20:58
Lokalizacja: B-stok

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Egzamin na prawo jazdy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 22 gości