Od niespełna tygodnia mam prawo jazdy. Jeżdżę twardo codziennie, po zakorkowanym mieście stołecznym :) I muszę przyznać że jest to dla mnie bardzo silne przeżycie - choć lubię jeździć, to z emocji czasami robię różne błędy, których już dawno nie robiłam :( No i praktycznie od nowa uczę się np. parkowania, bo to, czego uczą instruktorzy na egzamin, często nijak ma się do "warunków naturalnych", gdzie trzeba długo szukać miejsca, a potem pracowicie wciskać się w najciaśniejszą dziurę (parkowanie równoległe przy krawężniku - marzenie ściętej głowy). Ale to dygresja.
Moje pytanie brzmi: ile czasu trwało, zanim jako-tako się wyluzowaliście, do tego stopnia, że jazda przestała być numerem jeden w Waszym życiu? ;) Bo ta w sumie codzienna czynność dosłownie spala mnie emocjonalnie. Nie mogę się na niczym skupić, nawet spać za bardzo nie mogę, bo ciągle myślę o sytuacjach na drodze, o tym, że zrobiłam jakiś błąd, albo jak się denerwowałam szukając miejsca do parkowania czy usiłując w tłoku zmienić pas. Kiedy samochód stanie się dla mnie codziennością, o której po prostu przestanę myśleć? Jak to jest/było u Was?