Witajcie!
Wczoraj spotkała mnie beznadziejnie głupia sytuacja.
Mieszkam w małym mieście i co prawda patrole policji czy straży miejskiej są częste, ale to raczej piesze, aby spisywać młodzież za picie piwa na ławkach...
Było gdzieś po 23, wychodziłem ze znajomymi z pizzerii i akurat jakiś debil zaparkował tak blisko mojego auta, że były problemy z wejściem ze strony pasażera. Z resztą na parkingu stały już tylko dwa samochody, a tak był cały wolny. No to wycofałem na odpowiedni pas ruchu i się zatrzymałem na dosłownie 5 sekund aby wsiedli moi znajomi. Nagle podbiegają panowie policjanci i pukają mi w szybę, mówiąc,że zatrzymałem się w miejscu niedozwolonym. Jak później sprawdziłem, to rzeczywiście na początku drogi znak B-36 był, ale nawet nie miałem możliwości by go zobaczyć. Tłumaczę im jak człowiek,że na ulicy i tak są pustki, przecież to była tylko "chwila", co komu to przeszkadza. A on do mnie,że nie przyjmuje żadnych wyjaśnień. No ludzie...Potem wysłał kolegę po samochód i po chwili podjechał by wypisać mandat.
Przecież ównie dobrze mogłem mieć przy próbie ruszenia problemy techniczne i stąd mógł być ten kilku sekundowy postój...
A dostałem 100zł + 1 pkt. karny, tak jakbym zostawił ten samochód przy krawężniku i poszedł się gdzieś "bawić".
A najlepsze jest to,że blisko tego jest PKP i codziennie zatrzymuje się po kilkadziesiąt samochodów (czyt. chwilowy postój, by pasażer zdążył wysiąść i pójść na PKP). Jednak jeszcze nie widziałem, by w takiej sytuacji kogoś zatrzymali, a przecież to też łamanie przepisów?
Dla mnie to jest parodia? A co Wy o tym sądzicie?