Nie wiem czy to się kwalifikuje jako 'mity' ale oto moje propozycje do obalenia:
# Egzaminator niesympatyczny oblewa, Egzaminator sympatyczny puszcza.
Mnie dwaj przesympatyczni panowie oblali, a trzeci - służbista, niecierpliwy, gderliwy choleryk - egzamin zaliczył.
#czekoladowy batonik pomaga.
Przed pierwszym pożarłam dwa Snickersy (przez 3 godziny czekania od momentu przyjazdu do Osrodka do momentu wyczytania), przed drugim Liona (półtorej godziny czekania). Nie zdałam.
Przed trzecim zwyczajnie nie miałam czasu nic zjeść, dzień miałam zakręcony, na egzamin wpadłam parę minut przed wyznaczoną 19:00, i na dodatek jako pierwsza zostałam wywołana :D .
# pozytywne nastawienie pomaga.
Dwa pierwsze razy byłam nastawiona bardzo optymistycznie, do tego trafiłam na fajnych Egzaminatorów, myślałam - spoko. Nie było spoko.
Za trzecim razem jak wspominałam, ledwo zdążyłam, zmęczona, stresów innych miałam troche na głowie, wyczytali mnie od razu, pan trafił mi się kiepsko rokujący ;)..... Myślałam (nie jeden raz podczas egzaminu) - no trudno, jeszcze nie tym razem, zaraz mi wygarnie, albo zaraz coś spieprzę, no ale świat się od tego nie zawali (choć porządnie skomplikuje :)). No i jakoś dojechałam pozytywnie do końca.