Maarek91 napisał(a):Nie mam żadnego regulaminu ani nie podpisywałem z nim żadnej umowy jedynie słowną.Mam kwitek że zapłaciłem mu za kurs pieniądze.Mój instruktor w ogóle jest wyczulony na samochód np na pierwszej jeździe jak jeździłem to po poboczu kawałek przejechałem to on już na mnie że dopiero co opony wymienił że jak mu zniszczę to będę musiał zapłacić.Chciałbym się od niego uwolnić tylko będzie lipa jak mi nie odda reszty pieniędzy
To co tu i wyżej piszesz brzmi dla mnie jak bajka o żelaznym wilku.
Zacytuję swój wpis z innego posta:
"Dzięki temu instruktorowi polubiłem jazdę. Jazdy były bezstresowe. Instruktor w ciągu prawie 60 godzin jazd NIGDY się nie spóźnił, nigdy nie skrócił lekcji. Znał wszystkie "sztuczki" egzaminatorów /wszystko co mogło zaskoczyć na egzaminie zostało wcześniej pokazane mi na szkoleniu - w zasadzie nie było nic podczas egzaminów, co by mnie zdziwiło/. Był elastyczny i dostosowywał szkolenie do indywidualnych potrzeb. Całkowicie "bez nerwów" niesamowicie spokojny - praktycznie przez cały ten czas nie usłyszałem w jego głosie tonu zniecierpliwienia(a robiłem - zwłaszcza na początku "rzeczy straszne" popełniając te same błędy wiele razy). Nie martwił się o samochód ale o efekt szkolenia. Głęboko i "przyczynowo" rozumiał przepisy drogowe i wyjaśniał je zresztą przy KAŻDEJ okazji - 90% sytuacji na drodze potrafił wykorzystać do uczenia przepisów, które inaczej wyglądają na papierze a inaczej na ulicy. Nie siedział bez słowa ale pracował, pokazując stale ważne rzeczy na drodze. Sprzęt - samochód ZAWSZE we wzorcowym stanie. Instruktor podjeżdzał pod dom lub pod moją pracę - zależnie jak chciałem - bardzo rzadko prosił aby zaczynać lub kończyć w innych miejscach, które były dla mnie mniej wygodne. Spore umiejętności z "praktyki psychologicznej" - jestem psychologiem z wykształcenia i muszę uczciwie przyznać, że był pod tym względem lepszy od niektórych znanych mi profesjonalistów, tu i ówdzie "podpatrywałem" zresztą jego podejście do ludzi w stresie i sądzę, że świetnie radzi sobie z napięciem u kursantów.
Jest też społecznikiem, angażującym się w prawidłowe i bezpieczne oznakowanie ulic w naszej dzielnicy"
Jeździłem z nim 60 godzin nie dlatego, ze źle uczył (bo razem ze mną kończyły dziewczyny które zdawały po 30) ale dlatego, że w moim wieku uczę się wolniej niż kiedyś. Tu brzmi jak reklama, ale taka była prawda.
Nie warto schodzić poniżej tego poziomu, chyba że jesteś naturalnym geniuszem, który umie jeździć zanim wsiądzie do samochodu.
Kiedy sobie pomyślę, że godzina jazdy taksówką kosztuje u mnie w mieście 60PLN a godzina jazd doszkalających 45 złotych, to podejrzewam, że człowiek ten po prostu lubił to co robi, bo zarabiał mniej więcej tyle co taksówkarz (wliczając teorię). Tyle, że z takimi kwalifikacjami zawsze ma chętnych i pełny notatnik, o czym taksówkarz nie może nawet marzyć.
Może kierowałeś się niską ceną kursu ( u mnie 1300 za jazdy + teorię) porównaj tą cene ze swoją, może tu jest wyjaśnienie - najpierw nieudacznik nie mający chętnych obniża cenę kursu, potem ma pretensje do kursantów o to, że nie stać go na naprawy samochodu. U mnie jedyny komentarz do notorycznego wjeżdzania w dziury i studzienki kanalizacyjne był następujący: "Niestety, przy tym stanie dróg, kursant zamiast koncentrowac się na nauce stosowania w praktyce przepisów i interpretacji znaków, kieruje swoją uwagę na nierówności na drodze..."
Uciekaj od niego jeśli tylko będziesz mógł się w miarę tanio od tego uwolnić (może nawet warto zostawić mu część forsy aby oddał tylko częśc).
pozdrawiam
vonBraun