Proszę o opinie, sugestie nt. niezdanego przeze mnie egzaminu praktycznego.
Miejsce Warszawa, WORD - Odlewnicza, Pani Egzaminator, data wydarzenia styczeń 2010.
Skrzyżowanie ze światłami, widzę z daleka że mam zielone, prędkość około 45 km/h, widzę że za skrzyżowaniem i światłami dużo samochodów skręca w moje prawo (ich lewo) więc po przejechaniu przeze mnie skrzyżowania przecinają mój tor jazdy, dlatego zwalniam do około 40 km/h, tuż przed światłami kolor zmienia się na żółty - hamuję (bez pisku opon). Egzaminatorka nerwowa i wystraszona pyta się co ja robię? Autobus ZTM za mną musiał uciekać na lewy pas bo inaczej byłby dzwon. Egzamin oblewam z powodu możliwości stworzenia zagrożenia na drodze (opis na karcie egzaminacyjnej). Każdy jednak przyznaje mi rację że gdyby autobus uderzył w mój tył, byłaby to jego wina gdyż nie zachował on bezpiecznej odległości od mojego samochodu.
Dodatkowo zostałem pouczony iż w takich przypadkach, przed każdym hamowaniem na skrzyżowaniu powinienem patrzeć najpierw w tylne lusterko sprawdzając czy nikt mi nie siedzi na ogonie i dopiero potem ocenić sytuację i ewentualnie hamować. Zgadzam się tylko po części z tym pouczeniem ponieważ na tego typu ocenę sytuacja sekunda czasu jest niewystarczająca.
Uważam że zostałem niesłusznie oblany, ponieważ zagrożenie stwarzał kierowca, w tej sytuacji wg. mnie egzamin powinien być kontynuowany...
Co o tym sądzicie?