ha! Instruktor tez moze sie przyczynic do dola tzw... Mnie sie najlepiej jezdzilo z jednym instruktorem, ale czasem mialam okazje z innymi jezdzic i wlasnie tez byl taki mlody (na dodatek niemal znajomy, bo sie okazalo ze z jego zona lezalysmy w szpiatlu na jednej sali wiec sie widywalismy przez te 5 dni), co mnie mocno dobijal - wypytywal na wyrywki z przepisow, np z czego lejemy z mezem do tej pory: co trzeba zrobic jak sie zobaczy znak (dajmy na to) C-6... po czym zmienial temat na "dzieci" bo mamy w tym samym wieku, zero koncentracji z mojej strony, na dodatek nie moglismy sie zrozumiec, on jakas tam sytuacje widzial inaczej i ja inaczej i na dodatek mozna powiedziec ze obydwoje mielismy racje - bo to zalezalo od punktu widzenia, namiacil mi niezle. Ale jedna rzecz mi wpoil - zeby zwracac uwage na linie ciagle i generalnie w ogole zwracac uwage bo potrafia byc bardzo niewyrazne . No ale co mi napsul nerwow.... :D
Acha, jak mu mowilam ze nie moge sie skoncentrowac, bo jeszcze nie mam takiej podzielnosci uwagi to powiedzial ze trzeba sie uczyc, bo jak bede malowac rzesy jedna reka, a druga prowadzic? :D
Hmmm, jak tak pomysle to przez instruktorow (tych innych) to co chwile mialam kryzys. Ale potem sie wzielam w garsc, bo stwierdzilam, ze przeciez na egzaminie moge trafic na jakiegos gbura i trzeba sie uodpornic.