
Otóż mam pewien nurtujący mnie problem. Wczoraj po raz pierwszy przystępowałam do egzaminu praktycznego w łódzkim WORDZIE na Maratońskiej. Wynik negatywny. Wcześniej, od sierpnia roibłam kurs prawa jazdy oraz dokupiłam dodatkowe godziny . Miałam dwóch instruktorów. Jeden z nich, do 25 h mówił mi ,że jeżdżę w miare przyzwoicie (raz zdarzały się dni gorsze, raz całkiem niezłe), potem stwierdził ,że jest coraz gorzej... Przy 30 h kazał mi dokupić około 6 dodatkowych godzin. Dokupiłam dwie. Ciągle twierdził, że jest kiepsko i nie mam szans na zdanie. Dlatego zrobiłam sobie około miesięczną przerwę od samochodu i dopiero po niej wykupiłam jeszcze 2 godziny,ale z innym instruktorem. Ten również stwierdził, że popełniam za dużo błędów aby zdać, czepiał się niemal o wszystko (np. o złe ułozenie nogi na sprzęgle...). Poszłam na egzamin dosyć podłamana, nie wierzyłam w ogóle jakiekolwiek szanse na zdanie....Byłam pewna,że jestem po prostu beznadziejna i nie nadaję się do auta. Tymczasem zaliczyłam bezbłędnie plac, a na mieście jeździłam 29 minut, popełniłam totalnie głupi błąd przez który oblałam [bezmyślne najechanie na podwójną ciągłą]. Egzaminator powiedział, że miał wrażenie, jakbym wcale nie wierzyła w to co robię i że nie wie skąd wynikał mój błąd. (wcześniej jeszcze miałam pojedyncze błędy : raz brak kierunkowskazu przy wyjeżdżaniu z parkingu i jedno zgaśnięcie silnika).
Niektórzy mówią mi,że może po prostu trafiłam na łagodnego egzaminatora,dlatego nie oblał mnie od razu. Jednak ja nie mam jakiegoś przeczucia, żebym jeździła tak fatalnie jak twierdzą instruktorzy. Po każdej jeździe wychodzę załamana i nie chce mi się dalej wsiadać do auta. Tymczasem na egzaminie jechałam na totalnym luzie, z przyjemnością, choć nie wierzyłam w ogóle w możliwość zdania.
Nie mam teraz za dużo czasu na robienie prawa jazdy, gdyż jestem w ostatniej klasie liceum. Rodzice mówią żebym dopiero po maturze (czyli dopiero za jakieś pół roku) znów zdawała. Ja jednak chciałabym jeszcze do końca tego roku spróbować chociaż raz. Tylko obawiam się, iż znowu pójdę na jazdy i będzie tak koszmarnie, że się załame i z egzaminu wyjdą nici...
Czy jest możliwe wobec tego, że jeżdżąc tak słabo mój egzamin nie zakończył się po 5 minutach (moi instruktorzy twierdzili, że właśni tak będzie) , może po prostu trafiłam na "łagodnego" egzaminatora ? A może moi instruktorzy po prostu trochę przesadzili z krytyką?
Nie wiem za bardzo ,co teraz robić. Z jednej strony chciałabym dokupić chociaż ze 2 h i spróbować zdać, ale boje się, że te godziny będą kolejną męką i dodatkowo mnie zdołują.