Ad meritum:
Wyświetlacze tego typu są przydatne, ALE pod warunkiem, że kierowca dostaje uzasadnienie takiego, a nie innego ograniczenia. Z tego co pamiętam - przy wjeździe do Chorzowa jest szkoła. Przy niej ustawiono właśnie taki wyświetlacz, na obudowie jest nadrukowany znak ostrzegawczy ("dziewczynka z lizakiem") i informacja - prędkość+odpowiedni komunikat ("Zwolnij!" albo "Dziękuję"). I zawsze tamtędy jadąc przekładam nogę na hamulec - to po prostu działa na wyobraźnię.
I "drugi tor":
reni84 napisał(a):- "Przyczepność - mamy prostą, suchą, przyczepną nawierzchnię, w tym przypadku ten czynnik nie ogranicza prędkości". Ogromy błąd!!!!! Najwięcej wypadków jest na prostych drogach przy wzorowej widczności bo wtedy kierowcy jadą najszybciej.
Nieprawda - wcale nie dlatego. Nie jestem ani psychologiem, ani inżynierem ruchu, za to moja praca związana jest z techniką jazdy samochodem jako taką, dlatego pozwolę sobie zabrać głos.
To nie prędkość zabija. Oczywiście, jeśli wszyscy jeździlibyśmy 30 km/h, wypadków byłoby zdecydowanie mniej (szczególnie tych, przy których szkodę ponoszą życie i zdrowie pasażerów, czy kierowcy), ale to nie jest rozwiązanie. Zabójcze jest przekonanie o własnym bezpieczeństwie w rozpędzonej kupie żelastwa, czyli zmniejszenie koncentracji; dobra widoczność pozwala uśpić czujność, sucha i przyczepna nawierzchnia właściwie wyklucza konieczność "walki" z samochodem. Zabójcze jest, przede wszystkim, mylne przekonanie o własnych, w oczach "podmiotu" wręcz nadludzkich umiejętnościach. Miałem do czynienia z wieloma ludźmi - od takich świeżo po odebraniu plastiku (a zdali za pierwszym razem, z tego wniosek - za kierownicą są nie do pokonania) i tymi z drugiej strony - instruktorami (przecież on UCZY JEŹDZIĆ, więc czego JEGO można nauczyć?). Kobiety, mężczyźni, młodzi, starzy, wysocy, niscy, grubi, chudzi, sklepikarze i weterynarze - wszyscy są przekonani, że są dobrymi kierowcami. Sam fakt, że lubią jeździć daje im złudne przekonanie, że potrafią.
Druga sprawa, to potrzeba adrenaliny, czy uznania w oczach innych - czyli właściwie to co wyżej. Zauważcie, jak zmienia się podejście człowieka, kiedy zamiast "jedziesz jak wariat" (a w jego głowie pojawia się - "ha, dla Ciebie to szalona jazda, ale ja panuję nad maszyną i wiem co robię") stwierdzicie "Oj, biedactwo, nie umiesz jeździć".
Sobiesław Zasada pisze, że prędkość bezpieczna (nie mylić z dopuszczalną) zależy od trzech rzeczy (powtarzam to jak mantrę, wiem, przepraszam):
- Klasy samochodu (czyli "beemką", czy "golfiaczem" nie należy dociskać),
- stanu drogi i warunków (dziurawa i wąska droga nie są najlepszym miejscem na sprawdzanie możliwości samochodu),
- umiejętności kierowcy.
Dlatego właśnie przejazd profesjonalisty jest dalece inny, niż pana z zimnym łokciem odzianym w mundur z trzema pasami. Dlatego też Golf II skończy za drogą szybciej, niż łysa głowa jego właściciela zdąży uświadomić sobie, że to co Kajto robi Subaru na trasie OSu nie sprawdzi się w jego bolidzie na osiedlowej uliczce (a ręczny w poślizgu to wcale nie jest taki super pomysł).
// Przepraszam wszystkich cywilizowanych właścicieli wymienionych modeli - posłużyłem się stereotypem, żeby wzmocnić przykłady