Parę lat temu zaliczyłem sytuację poślizgu przedniej osi w pojeździe FWD - opony generalnie łyse, ale z przodu slicki, tak że bieżnik wyglądał jakby był namalowany

Warunki drogowe dobre - ciepło, sucho, chociaż nawierzchnia miejscami wilgotna.
Na wejściu w szykanę... hmm... dużo km/h, co najmniej o 20-40km/h. W każdym razie na wyjściu z lewego zakrętu, a wejściu w prawy >> podsterowność. Do tego może z 5-6 metrów do końca asfaltu, i jeszcze z metr do linii drzew. Równocześnie zastosowane hamowanie awaryjne i skręt kół, auto bez ABS, więc jakieś 2-3 metry od krawędzi zakrętu musiałem puścić hamulec żeby mieć szansę na odzyskanie sterowności. No i udało się złapałem przyczepność na przedzie, udało się zmienić kierunek jazdy, stawiając auto prawie w poprzek drogi, ale do opanowania pojazdu musiałem tak zrobić parę razy (hamowanie z wykorzystaniem całej szerokości jezdni, i odbicie pod koniec; taka "rybka" co macha ogonkiem).
Teraz tak się zastanawiam co by było gdyby w tej sytuacji w momencie odzyskania panowania nad przodem przy postawieniu auta w poprzek poprzedniego kierunku jazdy uślizgnęła mi się tyna oś? Tylko by było uderzenie tyłem w drzewo / wpadnięcie do rowu, czy czekałoby mnie dachowanie?
Jak nie panujesz nad tylną osią, to nie masz co liczyć na to że przód ją ukierunkuje lub wyciągnie, bo na to zwyczajnie nie ma czasu i/lub miejsca. Nad uślizgniętym przodem możesz szybciej odzyskać kontrolę, a gdy to zrobisz, masz większe "pole manewru".
A z drugiej strony to jedna sytuacja konkretna, a jak wszyscy wiemy, nie ma dwóch identycznych - to tak jak z pasami - są ludzie którzy przeżyli dzięki temu że pasów nie zapięli, a są i tacy, którzy przez ich brak zginęli.