Na odprawie przemiły pan egzaminator zaskoczył mnie jednym zdaniem. Przy stwierdzeniu że każdy musi wykonać manewr zawracania dodał: "moge też poprosić o zatrzymanie np. przy tamtej reklamie na ulicy (tu pokazał na okna, że mamy ją sobie wyobrazić). Chodzi o płynne wyhamowanie z większej prędkości. Ale nie mówie o zawracaniu awaryjnym". Pomyślałam że łapie ludzi na zakazie zatrzymywania. Ok chce to mu wolno. Ale gość nie bardzo, niemiałam ochoty z nim jeździć. Cóż niestety nie pykło mi :roll: wyjechałam na miasto. I w pewnym momencie pada hasło(5min egzaminu) : proszę zatrzymać się przed tym (pokazał palcem) przejściem dla pieszych. Patrze za przejściem jest zakaz zatrzymywania, przed nie byłam pewna na 100%, ale wydawało mi się że też. Pomyślałam że pewnie chce mnie złapać, wieć pojechałam dalej. A on zaczął mi wymachiwać palcem i mówi podniesionym głosem: nie wykonała pani mojego polecenia, jeszcze jedna taka sytuacja i koniec egzaminu :!: No to ja już stres na maksa i mówie: ale nie mogłam się zatrzymać bo tam był zakaz zatrzymywania. On: nie! zakaz zatrzymywania był za przejściem dla pieszych a nie przed przejściem" ja: ale przed przejściem dla pieszych też był! Gadka się ucieła. Po tym incydencie siedziałam na szpilkach i po każdym skrzyżowaniu łeb jak struś na wszystkie strony, co by jakiegoś znaku nie ominąć. Potem nie robił mi już takich nr, choć nie wiem jak by się to skończyło (oblałam na czym innym-jutro pojawi się relacja w oblanych). Potem jak wracaliśmy do ośrodka pytam :to jak z tym zakazem zatrzymywania, był tam albo nie?a on:tak był, ale go odwołało skrzyżowanie. Owszem było skrzyżowanie, ale zaraz za nim przejście dla pieszych a potem znak. Tak wiem, wiem znak obowiązuje od momentu ustawienia. To czyli mam tak rozumieć że tej malutkiej szparki pomiędzy skrzyżowaniem a przejściem znak nie dotyczy? Czyli postawie sobie tam samochód, pójde do sklepu a policjant nie może mi wystawić mandatu, a co najwyżej pocałować gdzieś? I na koniec bardzo miły, sprawiedliwy pan powiedział: " ale mi niechodziło żeby się zatrzymać do zera. Chciałem tylko ocenić zatrzymanie z 50 do bardzo małej prędkości w krótkim czasie" Nosz k... tym tekstem mnie najbardziej zdenerwował. Przecież takie coś można ocenić na skrzyżowaniu gdy pojeżdzamy gdy jest światło czerwone. A jeszcze dla pocieszenia całą sprawę skiwtował: jest to bardzo łatwy manewr, jeszcze nie miałem osoby która by na tym oblała. Ale halo, coś tu jest nie tak: przecież zatrzymanie to zatrzymanie nie przyhamowanie. Mi zatrzymanie kojarzy się z całkowitym zatrzymaniem kół. Dla mnie koleś to zwykły krętacz, podpuszczacz. Pewnie ma taką taktyke że każe się zatrzymać, część osób oblewa za nie zastosowanie się do poleceń a część za nie zastosowanie się do znaków pionowych. Gdybym nawet po mieście jeździła bez błednie to i tak pewnie powtórzył by swoje głupkowate hasło. Niezrozumiałabym że dla niego zatrzymanie do przyhamowanie. No bo niby skąd mam wiedzieć co on ma na myśli. Nie jestem jasnowidz.
Teraz prośba do was :oceńcie całą sytuacje. Jak należało się zachować, kto miał racje i jak wyjść na swoje przy takim skur... Być może mam teraz mętlik w głowie, ale mam wrażenie że gościu znalazł sobie dobry knif żeby uwalać ludzi :shock: